środa, 2 lipca 2014

Uwaga, nowy blog xD

O. MÓJ. BORU. Ja naprawdę tak słabo pisałam? xD
(przynajmniej tak mi się wydaje.)
dobra, nie owijając w bawełnę, wszyscy, którzy oglądali lub czytali Naruto i wiedzą, kim jest Kushina Uzumaki - włazić, ale na własną odpowiedzialność. :P

TUTAJ xD

piątek, 14 marca 2014

4. Szlama.

-Źle się czuję - powiedział po parunastu minutach jazdy Sev. - Idę do łazienki.
-Okay.
Porozmawiałam trochę z dziewczynami. Właśnie głośno myślałyśmy nad tym, do jakiego domu chciałybyśmy trafić, kiedy drzwi przedziału otworzyły się.
-Możemy się przysiąść? - spytał brunet o stalowoniebieskich oczach i nie czekając na odpowiedź usiadł na siedzeniu obok mnie. Zaraz za nim wszedł jakiś blondyn* o miodowych oczach, niski i gruby chłopak wyglądający na przerażonego i...
-Potter? - spytałam zdziwiona i lekko zdegustowana.
-Cześć, Evans - wyszczerzył do mnie zęby. - Znowu zabrałaś ze sobą tego tutaj? - wskazał na Severusa. W odpowiedzi warknęłam tylko, by lepiej się nie odzywał.
-O, hej, Kłaczku. - powiedziała River. Gdy zaczęłyśmy rozbawione patrzyć to na nią, to na Jame...tfu! Pottera, dodała szybko - długa historia.
-Hej, złośnico - odpowiedział jej niewzruszony okularnik.
-A z nami to się już nie przywitacie? - zapytał chłopak, który jako pierwszy wtargnął do naszego przydziału. - Syriusz Black. Co się tak gapicie? - warknął na Lexy i River, które spojrzały na niego z dezaprobatą.
-Jesteś z tych Blacków? - spytała z lekką niechęcią River.
-Niestety - odparł jej niezbyt grzecznie Syriusz. - Sam chciałbym zmienić nazwisko, ale ponoć można tylko od osiemnastu lat, zresztą nie chciałoby mi się grzebać w tych wszystkich papierach. Nie popieram poglądów mojej rodziny.
-O co chodzi? - wyrwało mi się. Spojrzeli na mnie ze współczuciem. O co im chodziło?
-Widzisz, panienko... - zaczął Black. Jego głos stał się bardzo łagodny... zbyt łagodny. - urodziłaś się w mugolskiej rodzinie, prawda?
-Tak. I co to ma do rzeczy? I skąd to wiesz?
-Wiem to, bo nie masz zbyt dużej wiedzy na temat świata czarodziejskiego. W każdym razie, niektórzy uważają, że to... złe. Że nie tacy ludzie nie powinni mieć prawa nawet trzymać różdżki w dłoni, a znajdą się i tacy, co myślą, że nie powinni żyć, a prawo do magii mogą mieć tylko rodziny o czystej krwi, takie, jak rodzina Blacków. Tak też utrzymuje moja rodzina, ale ja się z nimi nie zgadzam.
Zdziwiło mnie to bardzo. Bo co niby moje pochodzenie ma do tego, czy mam prawo do magii? Rasizm. Tyle, że ten nie polegał na kolorze skóry czy czymś podobnym, ale na tym, kto cię urodził. Okrutne.
-I jeszcze jedno. Ktoś może nazwać cię "szlamą". Jest to najgorsze przezwisko, jakie istnieje na określenie osób twojego pochodzenia. Nic sobie nie rób z tego, że ktoś cię tak nazwie - dodał blondyn, który wszedł za Blackiem do przedziału.
-Dobra, dobra, skończmy te poważne tematy - przerwał mu Ja...tfu! Potter. - może wy też się przedstawicie, bo jak na razie nasze ślicznotki nie znają waszych imion? - zwrócił się do niskiego chłopca i blondyna.
-Remus Lupin - rzekł spokojnie blondyn.
-Pe-Peter Pettigrew - powiedział niski grubas.
-To może ja też się przedstawię? Lily Evans.
-Ja też. Lexy Brown.
-Pewnie wy - zaczęła River, wskazując na Syriusza, Petera i Remusa - mnie nie znacie, więc także to zrobię. River Potter, siostra Jamesa.
-Stary! Nie mówiłeś, że masz rodzeństwo!
-Bo prawie nie mam - odpowiedział Potter żartobliwie.
Drzwi przedziału znowu się rozsunęły, ukazując Snape'a.
-Hej, Sev.
-Hej, Li... co oni tu robią!?
-Planujemy, jak tu na ciebie napaść, Smarkerusie! - odpowiedział kpiąco Syriusz. No nie, to mi się nie podobało.
-O co ci chodzi? - starałam się wybronić przyjaciela. - i nie nazywaj tak Seva!
-Zabronisz mu? - wtrącił się Ja...tfu! Potter.
-Tak, właśnie to robię - odparłam, patrząc mu wyzywająco w oczy.
-Hej, przystopujcie może? Straszycie dziewczyny. - powiedział opanowany Lupin. On zawsze taki spokojny, czy teraz się najadł środków uspokajających**?
-Hej, Smarkerusie, jak tam szampon, który dostałeś trzy lata temu na Gwiazdkę? Nadal jest szczelnie zapakowany, zupełnie ignorowany i samotny, czy może twoja matka go przygarnęła? - spytał z kpiną Potter.
-Sev, idziemy od tych kretynów - powiedziałam i wyciągnęłam z przedziału przyjaciela za nadgarstek. - ale co do was, dziewczyny, zarzutów nie mam! - krzyknęłam oglądając się za siebie.
-Oh, całe szczęście! - odkrzyknął piskliwym głosikiem Syriusz.

***

Krótko. Napisane dawno temu, ale od tego czasu nie miałam weny i zostało to... i nie jestem z tego zbyt zadowolona, ale morda do słońca (jak dalej tak będę ją tam wystawiać, to wreszcie się poparzę...) i czekajcie na rozdział 5! xD
*i już wiadomo, dlaczego tak bardzo lubię Remusa xD
**Lily jeszcze nie wie o np. eliksirach uspokajających, więc przychodzą jej na myśl mugolskie leki.

niedziela, 9 lutego 2014

3. Lexy i River.

-O, widzę, że panna...
-Lily Evans.
-...że panna Evans sama wyszukała sobie odpowiednią różdżkę - staruszek uśmiechnął się. - Popatrzmy... 10 i ćwierć cala, wierzba, bardzo elegancka, znakomita do rzucania uroków... rdzeń... - nagle przerwał. Jego mina wyrażała szok. - Tak... to była eksperymentalna różdżka. Jedyna w swoim rodzaju! Jej rdzeń to... krew samego Salazara Slyherina. Zrobiłem ją, jak jeszcze zaczynałem pracować w tym zawodzie... Przychodziło do mnie wielu potężnych czarodziei z zamiarem sprawdzenia, czy wybierze właśnie ich. Myślałem, że nie działa, bo od dnia jej produkcji nikogo nie chciała. Myślę, że nie musisz za nią płacić - dokończył.
-Ale...
-Weź ją i już idź - mruknął i wypchnął mnie za drzwi. Tunia wyszła razem ze mną.
-Nawet te dziwolągi dają ci taryfy ulgowe. Widocznie każdy wie, że jesteś upośledzona.
Tylko wzruszyłam ramionami. Przekonałam się już, że nie warto się z nią wykłócać.
Po paru minutach wyszedł Sev razem z tym Jamesem. Chyba się o coś sprzeczali.
-Do Gryffindoru? Chcesz mieć mięśnie zamiast mózgu? - spytał kpiąco Snape.
-Jak będziesz w Slytherinie, nie będziesz miał ani tego, ani tego - odpowiedział mu Potter.
-Czyli przyznajesz, że...
-Spokój! - krzyknęłam. Zadziałało. - Chodź, Sev, idziemy do domu. - Powiedziałam i pociągnęłam za nadgarstek przyjaciela.

***

-Lily! Liluś, wstawaj, dzisiaj jedziesz do tego Hogwartu! - krzyknęła pani Evans z zamiarem obudzenia najprawdopodobniej mnie.
-Jeszcze pięć minut... - jęknęłam błagalnie.
-Za godzinę odjeżdża twój pociąg.
-Że co!?
-Pięćdziesiąt dziewięć minut.
Przestraszona wstałam szybko z łóżka i pognałam do łazienki. Ogarnęłam się i zeszłam na śniadanie*.
-Żartowałam, cukiereczku. Za dwie godziny - uśmiechnęła się mama.
-Mamo, nie mów do mnie...
-...cukiereczku - dokończyła za mnie i przewróciła brązowymi oczami. - Cześć, słoneczko - powitała wchodzącą Petunię.
-Hej... - mruknęła nieprzytomnie. - wciąż tu jesteś, dziwolągu? Miałam nadzieję, że wyjedziesz, zanim się obudzę...
-Tuniu!

***

Sprawdziłam jeszcze raz, czy wszystko jest zapakowane, po czym zeszłam taszcząc toboły.
-Daj, córciu, zaniosę to - powiedział pan Evans, odbierając mi ciężary.
-Dzięki, tato - uśmiechnęłam się do niego.
Wsiedliśmy wszyscy do samochodu. Rodzice zmusili jakoś Petunię, aby pojechała z nami, więc musiałam dzielić z nią tyły pojazdu. Dodatkowo jechał z nami Severus, więc Tunia nie była zbytnio zadowolona...
Po parunastu minutach dotarliśmy na dworzec. Tam Snape złapał mnie za nadgarstek i pociągnął pomiędzy peron 9 i 10.
-Hej, Sev, gdzie jest ten peron dziewięć i trzy...
-Cśśś - syknął. - Wystarczy przejść przez tę barierkę.
-Ale przecież...
-Zaufaj mi.
Pożegnaliśmy się z rodzicami, którzy nie byli pewni, co do pomysłu Severusa.
-No, to idziemy? - spytałam z uśmiechem na ustach.
-Czekaj, mugole nas widzą. - odparł.
-I co z tego?
-To z tego, że nie mogą.
Przytaknęłam ruchem głowy. Poczekaliśmy, aż mugole nie będą nas widzieć i ruszyliśmy na barierkę. Zamknęłam oczy, pewna, że zaraz uderzę z całej siły głową w ścianę. Nic takiego się jednak nie stało. Zamiast tego, gdy otworzyłam oczy ujrzałam wielki pociąg z napisem "Express Londyn-Hogsmeade" i peron zapełniony dziećmi niosącymi swoje kufry, młodzieżą zapewne niedługo Hogwart kończącą i dorosłymi ludźmi, będącymi zapewne rodzicami odjeżdżających dzieci. Poszłam z Sevem w stronę pociągu, jednak niechcący wpadłam na samotną dziewczynkę o blond włosach, wyglądającą na mój wiek.
-Oh, przepraszam bardzo...
-Nic nie szkodzi. Lexy Brown - powiedziała nieśmiało.
-Lily Evans - przedstawiłam się.
-Lily, chodźmy już, bo się jeszcze spóźnimy - powiedział Severus niecierpliwie.
-Lexy, usiądziesz z nami? - zapytałam blondynki.
-Ja... ok.
-To chodź! - posłałam jej uśmiech**.

***

Właśnie wsiadaliśmy do wolnego przedziału, gdy nagle...
-Lexy! Wiem, że się spóźniłam, ale nie musiałaś od razu uciekać! - zaśmiała się dziewczyna o włosach koloru bardzo podobnego do tego, jaki ma Potter i oczach koloru... fioletowego.
-Hej, River - powiedziała z wyraźną ulgą Brown.
-A to kto? - spytała, patrząc na mnie i na Snape'a.
-To jest Lily Evans, a to jest...
-Severus Snape - dokończył Sev.
-Ja jestem River Potter. Miło poznać - puściła do mnie perskie oko.
-Potter? - zdziwiłam się. - Masz może brata?
-O, widzę, że poznałaś już tego matoła - odparła z niechęcią River - to najgłupszy pajac na świecie! Mam nadzieję, że nie masz przez niego do mnie uprzedzeń...
-Właściwie, zamieniłam z nim tylko parę zdań - powiedziałam.
-To jesteś wielką szczęściarą - mruknęła. - ja muszę z nim wytrzymywać całe dni...
-Jesteście bliźniakami?
-Niestety - westchnęła. - Ale może wejdziemy do przedziału?
Tak też zrobiliśmy.

***

Witajcie! Nie wiem, jak to zrobiłam, ale tak się rozleniwiłam, że aż notka się ukazała dopiero dzisiaj... przepraszam, ale mam nadzieję, że się podobało! ^^

*bo taki obowiązek każdej Mary Sue! ;D
**Pocztą Polską, dlatego przyszedł troszeczkę późno. Ale cóż! xD

piątek, 31 stycznia 2014

2. James Potter.

-Tuniu! Tuniu, przepraszam! Nie wiedziałam, że ten chłopak od Snape'ów taki jest! Tuniu!
-Zamknij się w końcu, dziwolągu! - warknęła Petunia.
Od ostatniego zdarzenia, gdy to Severus zrzucił za pomocą magii gałąź na Tunię, ta traktuje mnie jak wroga. Próbowałam się z nią pogodzić, ale ona odrzuca moje przeprosiny... dlaczego się tak zachowuje?
Nagle do drzwi ktoś zapukał. Pobiegłam otworzyć - kto wie, może to jakaś przyjaciółka Tuni, która jej przemówi do rozumu?
Jednak za drzwiami stała nie dziewczynka, a pewna wyglądająca na srogą kobieta.
-Witaj, panna Evans, tak? Są twoi rodzice?
-Są*. Mamo! Tato! - krzyknęłam.
Rodzice po paru minutach przyszli do mnie (byli na drugim piętrze naszego domu).
-Lily, kto to? - spytała mama.
-Dzień dobry. Jestem tutaj, ponieważ wasza córka jest czarownicą.
Rodzice patrzyli na nią jak na wariatkę.
-Przepraszam, ale mogłaby pani powtórzyć? - zapytał tata.
-Wasza córka jest czarownicą.
-Przykro mi, ale to chyba pomyłka... - zaczęła mama.
-Mamo, nie. Severus, ten chłopak od Snape'ów mi opowiadał o tym. Nie dziwiło cię, że mogę zrobić na przykład tak? - zrzuciłam siłą woli ze stołu kartkę z rysunkami Tuni, która wcześniej leżała pośrodku niego. Mama spojrzała na mnie niepewnie.
-No dobrze... to może wejdzie pani do środka?

***

Rodzice byli zszokowani. Co ja gadam, wszyscy byliśmy zszokowani. Na koniec kobieta, która przedstawiła się jako Minerwa McGonagall, podała mi kopertę.
-Myślę, że pan Snape zaprowadzi cię na ulicę Pokątną. No cóż, do widzenia państwu - powiedziała do rodziców i... zniknęła! Patrzyłam w miejsce, gdzie jeszcze przed chwilą była kobieta. I mam się czegoś takiego uczyć? Super!

***

-Wow.
Tylko tyle zdołałam z siebie wydusić na widok ulicy Pokątnej. Wspominałam może, że pogodziłam się ze Snape'em? Nie? No cóż, w takim razie teraz to robię. A mówiłam o tym, że mama uparła się, aby Petunia poszła z nami? Znowu nie? W każdym razie moja siostra za każdym razem, kiedy stawało się coś niezgodnego z logiką, piszczała ze strachu. U mnie zawsze takie rzeczy budziły fascynację. Sev chyba był rozbawiony zachowaniem siostry. I jeszcze ten list do dyrektora Hogwartu...

***

-I już wszystko? - spytałam z nadzieją. Miałam już naprawdę ciężkie pakunki i nie chciałam ich powiększać o kolejne towary.
-Jeszcze różdżka.
-O nie! Nie będę już się z wami szlajała po tych całych dziwacznych sklepach! Idę!
-Tuniu, ale jak wyjdziesz?
-Nie wiem, ale na pewno znajdę jakiś sposób!
-To pa.
-Pa... - powiedziała niepewnie i oddaliła się od nas o parę kroków. Szybko jednak zawróciła. - Dobra, wygraliście. Idę z wami.
Sev tylko wzruszył ramionami i wskazał dłonią stare, trochę zniszczone drzwi, przez które przeszliśmy.
W środku było... dziwnie. Panował półmrok. Kurz unosił się w powietrzu, a na półkach, zamiast książek stały jakieś dziwne, długie kartony...
-Witam. Pierwszy rok, prawda? Wszyscy troje? - spytał starzec, który nagle wyszedł zza jednego z regałów.
-Nie, tylko ja i on - powiedziałam, wskazując na mnie i na Snape'a.
-Rozumiem, rozumiem... - odpowiedział mężczyzna. - Panie mają pierwszeństwo**.
Machnął jakimś patykiem i... miarka leżąca na podłodze podniosła się i zaczęła mnie mierzyć! Trochę to dziwne, bo zmierzyła nie tylko moją wysokość, ale także długość ramion, dłoni, nosa, nóg, talię, głowę... wszystko. No, prawie.
-J-jak pan to zrobił? - zapytałam go, ale tylko machnął ręką. Do mojej dłoni wcisnął patyk podobny do tego, którym sam to coś zrobił i natychmiast go wyrwał. Następnie dał mi kolejny i poprosił, abym machnęła. Nic. Zabrał mi go. I tak przez parę minut. Zaczęłam już się denerwować. Nagle do sklepu wszedł chłopak o przepięknych, orzechowych oczach i rozczochranych, brązowych, prawie czarnych włosach. Stanął jak wryty w ziemię.
-Oczom nie wierzę! Niemożliwe... - powiedział do siebie.
-O co chodzi? - spytałam go.
-Śniłaś mi się - odpowiedział zszokowany. - Uszczypniesz mnie czy coś innego? Nie jestem pewny, czy nie śnię, skarbie.
Przywaliłam mu w twarz.
-Za co!? - warknął, trzymając się za obolały policzek.
-Powiedziałeś "czy coś innego" - odparłam z lekkim uśmiechem. - I nie mów do mnie "skarbie". Tak w ogóle, Jestem Lily Evans - przedstawiłam się.
-James Potter.
-Ej, halo! Może wreszcie przestaniesz gadać i skończysz machać tymi patykami, rudy dziwolągu? - rzekła złośliwie Tunia.
-Dobra, dobra. - wzięłam pierwszą lepszą paczuszkę bez pozwolenia właściciela sklepu i otworzyłam ją. Wyjęłam z niej patyczek, który najprawdopodobniej był różdżką i machnęłam nim.
Z jego końca poleciały czerwono-złote iskry.

***

Przepraszam za prawie tygodniowe opóźnienie! Lenistwo...

*Są - Lily była zbyt ufna i nie pomyślała, że obcej osobie nie mówi się o takich rzeczach. Ehh.
**Panie mają pierwszeństwo - kto czytał Igrzyska Śmierci, ten wie ;D

poniedziałek, 20 stycznia 2014

1. Koniec początkiem.

-Wszystkiego najlepszego, Luize! - krzyknęła czarnowłosa Dominica.
-Spełnienia marzeń! - wrzasnęła blond Victoria.
-Miłości! - zaśmiała się szatynka, której włosy sięgały ramion, a imię jej brzmiało Gabrielle.
-Pieniędzy! - ryknęła Denise, która miała włosy przefarbowane na kolor turkusowy.
-Abyś wreszcie się ze mną umówiła! - to był Max, blondyn, który ciągle mnie próbuje zaprosić na randkę.
-Szczęścia! - krzyknął Will, brunet, który był przyjacielem Maxa.
-Utrzymania swoich świetnych wyników w nauce! - wrzasnął Rory, którego włosy miały podobny odcień rudego, co moje.
-I dużo czekolady - powiedział Eric, gruby szatyn.
-Dzięki... ale wiecie, że nie lubię urodzin.
-Lu! Lepiej bierz się za rozpakowywanie prezentów! - wykrzyknęli (prawie) chórem.
-Dobra, dobra... - nagle coś - a raczej ktoś - złapał mnie za nadgarstek i przyciągnął do siebie. Oczywiście był to Max.
-Ile razy mam ci mówić, abyś ze mną nie zadzierał, Wright!? - syknęłam i kopnęłam go prądem. Jak zwykle.
-Lu, uspokój się! Nie musisz od razu używać swoich mocy...
-Mocy? Przecież to był tylko ułamek moich umiejętności!
-Ale skromności to już nie opanowałaś - uśmiechnął się.
-Niestety, ale nie - pokazałam mu język.

***

Trzydziesty października roku 1960. Jednym ten dzień był obojętny. Jednak pewna kobieta w szpitalu płakała ze szczęścia trzymając swoją nowo narodzoną córeczkę. Niestety nie dla wszystkich ten dzień był szczęśliwy, bowiem pewne grono osób opłakiwało dawną przyjaciółkę, której koniec nadszedł tego właśnie dnia. Luize Wright - tak, tak, żona Maxa Wrighta - umarła. Jednak została na tym świecie. Pewnie pomyślicie, że w sercach jej bliskich. Nie! Właśnie niemowlę, które urodziła rudowłosa kobieta w jednym z szpitali posiadało jej duszę. W ten sposób koniec stał się początkiem nowego życia.

niedziela, 19 stycznia 2014

Witajcie.

Witam, witam, Jestem Kuri/Kurisotairu-me/Kurisałkę/Sawaii/Em/Autorka/AŁtorka/Dużo tego jeszcze było.
Na tym blogu opisywać będę przygody Lilyanne Evans i mam nadzieję, że nie stworzę z niej kolejnej Mary Sue.
Przedstawiam Wam swoją wenę: Venessę i jej brata(brak weny): Braktosza.
Mam nadzieję, że się Wam spodoba. :)
Kuri.