-Zamknij się w końcu, dziwolągu! - warknęła Petunia.
Od ostatniego zdarzenia, gdy to Severus zrzucił za pomocą magii gałąź na Tunię, ta traktuje mnie jak wroga. Próbowałam się z nią pogodzić, ale ona odrzuca moje przeprosiny... dlaczego się tak zachowuje?
Nagle do drzwi ktoś zapukał. Pobiegłam otworzyć - kto wie, może to jakaś przyjaciółka Tuni, która jej przemówi do rozumu?
Jednak za drzwiami stała nie dziewczynka, a pewna wyglądająca na srogą kobieta.
-Witaj, panna Evans, tak? Są twoi rodzice?
-Są*. Mamo! Tato! - krzyknęłam.
Rodzice po paru minutach przyszli do mnie (byli na drugim piętrze naszego domu).
-Lily, kto to? - spytała mama.
-Dzień dobry. Jestem tutaj, ponieważ wasza córka jest czarownicą.
Rodzice patrzyli na nią jak na wariatkę.
-Przepraszam, ale mogłaby pani powtórzyć? - zapytał tata.
-Wasza córka jest czarownicą.
-Przykro mi, ale to chyba pomyłka... - zaczęła mama.
-Mamo, nie. Severus, ten chłopak od Snape'ów mi opowiadał o tym. Nie dziwiło cię, że mogę zrobić na przykład tak? - zrzuciłam siłą woli ze stołu kartkę z rysunkami Tuni, która wcześniej leżała pośrodku niego. Mama spojrzała na mnie niepewnie.
-No dobrze... to może wejdzie pani do środka?
***
Rodzice byli zszokowani. Co ja gadam, wszyscy byliśmy zszokowani. Na koniec kobieta, która przedstawiła się jako Minerwa McGonagall, podała mi kopertę.
-Myślę, że pan Snape zaprowadzi cię na ulicę Pokątną. No cóż, do widzenia państwu - powiedziała do rodziców i... zniknęła! Patrzyłam w miejsce, gdzie jeszcze przed chwilą była kobieta. I mam się czegoś takiego uczyć? Super!
Rodzice byli zszokowani. Co ja gadam, wszyscy byliśmy zszokowani. Na koniec kobieta, która przedstawiła się jako Minerwa McGonagall, podała mi kopertę.
-Myślę, że pan Snape zaprowadzi cię na ulicę Pokątną. No cóż, do widzenia państwu - powiedziała do rodziców i... zniknęła! Patrzyłam w miejsce, gdzie jeszcze przed chwilą była kobieta. I mam się czegoś takiego uczyć? Super!
***
-Wow.
Tylko tyle zdołałam z siebie wydusić na widok ulicy Pokątnej. Wspominałam może, że pogodziłam się ze Snape'em? Nie? No cóż, w takim razie teraz to robię. A mówiłam o tym, że mama uparła się, aby Petunia poszła z nami? Znowu nie? W każdym razie moja siostra za każdym razem, kiedy stawało się coś niezgodnego z logiką, piszczała ze strachu. U mnie zawsze takie rzeczy budziły fascynację. Sev chyba był rozbawiony zachowaniem siostry. I jeszcze ten list do dyrektora Hogwartu...
Tylko tyle zdołałam z siebie wydusić na widok ulicy Pokątnej. Wspominałam może, że pogodziłam się ze Snape'em? Nie? No cóż, w takim razie teraz to robię. A mówiłam o tym, że mama uparła się, aby Petunia poszła z nami? Znowu nie? W każdym razie moja siostra za każdym razem, kiedy stawało się coś niezgodnego z logiką, piszczała ze strachu. U mnie zawsze takie rzeczy budziły fascynację. Sev chyba był rozbawiony zachowaniem siostry. I jeszcze ten list do dyrektora Hogwartu...
***
-I już wszystko? - spytałam z nadzieją. Miałam już naprawdę ciężkie pakunki i nie chciałam ich powiększać o kolejne towary.
-Jeszcze różdżka.
-O nie! Nie będę już się z wami szlajała po tych całych dziwacznych sklepach! Idę!
-Tuniu, ale jak wyjdziesz?
-Nie wiem, ale na pewno znajdę jakiś sposób!
-To pa.
-Pa... - powiedziała niepewnie i oddaliła się od nas o parę kroków. Szybko jednak zawróciła. - Dobra, wygraliście. Idę z wami.
Sev tylko wzruszył ramionami i wskazał dłonią stare, trochę zniszczone drzwi, przez które przeszliśmy.
W środku było... dziwnie. Panował półmrok. Kurz unosił się w powietrzu, a na półkach, zamiast książek stały jakieś dziwne, długie kartony...
-Witam. Pierwszy rok, prawda? Wszyscy troje? - spytał starzec, który nagle wyszedł zza jednego z regałów.
-Nie, tylko ja i on - powiedziałam, wskazując na mnie i na Snape'a.
-Rozumiem, rozumiem... - odpowiedział mężczyzna. - Panie mają pierwszeństwo**.
Machnął jakimś patykiem i... miarka leżąca na podłodze podniosła się i zaczęła mnie mierzyć! Trochę to dziwne, bo zmierzyła nie tylko moją wysokość, ale także długość ramion, dłoni, nosa, nóg, talię, głowę... wszystko. No, prawie.
-J-jak pan to zrobił? - zapytałam go, ale tylko machnął ręką. Do mojej dłoni wcisnął patyk podobny do tego, którym sam to coś zrobił i natychmiast go wyrwał. Następnie dał mi kolejny i poprosił, abym machnęła. Nic. Zabrał mi go. I tak przez parę minut. Zaczęłam już się denerwować. Nagle do sklepu wszedł chłopak o przepięknych, orzechowych oczach i rozczochranych, brązowych, prawie czarnych włosach. Stanął jak wryty w ziemię.
-Oczom nie wierzę! Niemożliwe... - powiedział do siebie.
-O co chodzi? - spytałam go.
-Śniłaś mi się - odpowiedział zszokowany. - Uszczypniesz mnie czy coś innego? Nie jestem pewny, czy nie śnię, skarbie.
Przywaliłam mu w twarz.
-Za co!? - warknął, trzymając się za obolały policzek.
-Powiedziałeś "czy coś innego" - odparłam z lekkim uśmiechem. - I nie mów do mnie "skarbie". Tak w ogóle, Jestem Lily Evans - przedstawiłam się.
-James Potter.
-Ej, halo! Może wreszcie przestaniesz gadać i skończysz machać tymi patykami, rudy dziwolągu? - rzekła złośliwie Tunia.
-Dobra, dobra. - wzięłam pierwszą lepszą paczuszkę bez pozwolenia właściciela sklepu i otworzyłam ją. Wyjęłam z niej patyczek, który najprawdopodobniej był różdżką i machnęłam nim.
Z jego końca poleciały czerwono-złote iskry.
Przepraszam za prawie tygodniowe opóźnienie! Lenistwo...
*Są - Lily była zbyt ufna i nie pomyślała, że obcej osobie nie mówi się o takich rzeczach. Ehh.
**Panie mają pierwszeństwo - kto czytał Igrzyska Śmierci, ten wie ;D
-Jeszcze różdżka.
-O nie! Nie będę już się z wami szlajała po tych całych dziwacznych sklepach! Idę!
-Tuniu, ale jak wyjdziesz?
-Nie wiem, ale na pewno znajdę jakiś sposób!
-To pa.
-Pa... - powiedziała niepewnie i oddaliła się od nas o parę kroków. Szybko jednak zawróciła. - Dobra, wygraliście. Idę z wami.
Sev tylko wzruszył ramionami i wskazał dłonią stare, trochę zniszczone drzwi, przez które przeszliśmy.
W środku było... dziwnie. Panował półmrok. Kurz unosił się w powietrzu, a na półkach, zamiast książek stały jakieś dziwne, długie kartony...
-Witam. Pierwszy rok, prawda? Wszyscy troje? - spytał starzec, który nagle wyszedł zza jednego z regałów.
-Nie, tylko ja i on - powiedziałam, wskazując na mnie i na Snape'a.
-Rozumiem, rozumiem... - odpowiedział mężczyzna. - Panie mają pierwszeństwo**.
Machnął jakimś patykiem i... miarka leżąca na podłodze podniosła się i zaczęła mnie mierzyć! Trochę to dziwne, bo zmierzyła nie tylko moją wysokość, ale także długość ramion, dłoni, nosa, nóg, talię, głowę... wszystko. No, prawie.
-J-jak pan to zrobił? - zapytałam go, ale tylko machnął ręką. Do mojej dłoni wcisnął patyk podobny do tego, którym sam to coś zrobił i natychmiast go wyrwał. Następnie dał mi kolejny i poprosił, abym machnęła. Nic. Zabrał mi go. I tak przez parę minut. Zaczęłam już się denerwować. Nagle do sklepu wszedł chłopak o przepięknych, orzechowych oczach i rozczochranych, brązowych, prawie czarnych włosach. Stanął jak wryty w ziemię.
-Oczom nie wierzę! Niemożliwe... - powiedział do siebie.
-O co chodzi? - spytałam go.
-Śniłaś mi się - odpowiedział zszokowany. - Uszczypniesz mnie czy coś innego? Nie jestem pewny, czy nie śnię, skarbie.
Przywaliłam mu w twarz.
-Za co!? - warknął, trzymając się za obolały policzek.
-Powiedziałeś "czy coś innego" - odparłam z lekkim uśmiechem. - I nie mów do mnie "skarbie". Tak w ogóle, Jestem Lily Evans - przedstawiłam się.
-James Potter.
-Ej, halo! Może wreszcie przestaniesz gadać i skończysz machać tymi patykami, rudy dziwolągu? - rzekła złośliwie Tunia.
-Dobra, dobra. - wzięłam pierwszą lepszą paczuszkę bez pozwolenia właściciela sklepu i otworzyłam ją. Wyjęłam z niej patyczek, który najprawdopodobniej był różdżką i machnęłam nim.
Z jego końca poleciały czerwono-złote iskry.
***
Przepraszam za prawie tygodniowe opóźnienie! Lenistwo...
*Są - Lily była zbyt ufna i nie pomyślała, że obcej osobie nie mówi się o takich rzeczach. Ehh.
**Panie mają pierwszeństwo - kto czytał Igrzyska Śmierci, ten wie ;D
:D James, James, James... On żyje! xD Wiesz jak to jest, taki szok, bo u mnie to on nie żyje i mam mały problem z rozróżnieniem James'ów xD Genialne. Nie chce mi się pisać xD
OdpowiedzUsuńPozdro ;D
Ja też czasami nie rozróżniam Jamesów,np. czytałam sobie innego bloga, wchodzę na Twojego, czytam, że Lily i Syriusz parą, i sobie tak myślę: "ooo, a co na to James? Będzie awantura, oj będzie..." a po chwili uświadamiam sobie, że przecież Potter nie żyje ;D
UsuńWy mnie zawsze czymś rozwalicie... dzisiaj dosłownie mnie rozwaliłyście, bo czuję się jakby ktoś mnie walnął BARDZO MOCNO młotem w głowę... przepraszam, ale teraz oprócz EXTAR nic sensownego nie napiszę... xD
OdpowiedzUsuńNawet EXTAR nie jest sensowne! :P
UsuńNiby czym takim cię rozwaliłam, moja droga niewiasto? xD
Kuri ;D